W domu odwilż, a na dworze upał. Z powodu święta narodowego koty rano dostały puszkę "Gourmet diamant", z trzema gwiazdkami na etykietce - jak na pozłacanych tabliczkach przy wejściach do pierwszorzędnych hoteli. Opiekane kawałki kurczaka w sosie. Pako nie dał mi spokoju, aż dostał swoją porcję i zjadł błyskawicznie. Zamknęłam go w dużym pokoju. I podałam Jogusi drugą połowę kurczaka w sosie. Sama zniknęłam w łazience. Zrozumiałam w końcu, że kocica nie znosi świadków, że potrzebuje trochę czasu, że mały cwaniaczek wszystko wyjada z jej miseczki, zanim ona się decyduje, czy jeść czy nie jeść z łaskawych rąk moich. No i eksperyment udał się. Nie zostawiła ani kawałka.
W południe na świąteczny obiad kroiłam świeżą wołowinę. Pierwsza Dama pierwsza przyszła do kuchni. Zjadła, grzecznie, w tajemniczej zmowie, zanim Pako obudził się i zorientował, co się dzieje.
czwartek, 3 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz