Armia mrówek koło domu, a nawet w domu. Przy drzwiach do ogrodu. Przerażona obserwuję nadaktywność robotnic już od kilku dni. Nic nie pomaga, ani mąka, ani kreda, ani cukier ani cynamon, ani prawdziwe trucizny. Armia mrówek zdecydowała się na walkę ze mną. Jasne kto odniesie zwycięstwo.
Dziś koło południa lot godowy. Tysiące młode, skrzydłowate samce i samice wyfruwają z różnych, ukrytych, nieznanych mi dotychczas, gniazd. Czarną mam ścianę garażu, no i niestety też okno w dużym pokoju. Otwieram im wszystkie drzwi i okna. Unoszą się w powietrze, tam gdzieś odbywają kopulację (a potem samce giną!). Teraz u mnie nie ma już nikogo. Tylko strach pozostał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz