W nowym roku zdążyliśmy już odczuć gwałtowne wahania temperatury. Pierwsze trzy noce nad Morzem Północnym były jasne (mój W., były Berlińczyk, godzinami zachwycał się gwiazdozbiorami) i mroźne. Wiatr nieustannie wiał ze wschodu. A ja do dziś najchętniej stoję w kuchni i obserwuję czyżyki. Całe szczęście, że udało się nam na czas powiesić na jabłoni domek z pokarmem dla ptaków budowany jeszcze przez teścia. W czasie świąt dwie sowy płomykówki spały w ciągu dniaw naszych białych jodłach. Odkąd zniknęły, nie wiem kiedy ani gdzie, pojawiają się z powrotem zięby, jery i gile.
Tymczasem w radiu leci relacja o ziemniakach. Z okazji ogłoszenia roku 2008 Rokiem Ziemniaka. Przez kogo i dlaczego, nie pamiętam. Albo nie dosłyszałam. Albo, co wydaje się bardziej prawdopodobne, od razu zapomniałam. Ponieważ bezczelny drozd oraz dwa blade gołębie właśnie wydziobują ziarna ze zmarzniętej ziemi.
Po niemiecku ogłosiłam rok 2008 jako swój Osobisty Rok Wyrazów Złożonych. Z okazji. Bo w Meldorfie, gdzie od niedawna mieszkamy, przy skrzyżowaniu Hafenchaussee z Jungfernstieg stoi, o ile wiem, jedyny na świecie „automat do ziemniaków” (po niemiecku „Kartoffelautomat”, czyli wyraz złożony z „Kartoffel”= ziemniak i „automat”= automat). Wrzucamy do otworu 3 albo 5 euro i po chwili u naszych nóg leży pięcio- albo dziesięciokilogramowy worek z ziemniakami, który taszczymy do domu. Świeże, prosto z pola ziemniaki wymarłej odmiany Lindy lub innej. Nazwy tutejszych ulic też są wyrazami złożonymi: Hafenchaussee (szosa prowadząca do portu) i Jungfernstieg (coś w rodzaju wąskiej drogi dla dziewic lub dziewiczej strony). Tak samo jak inne niemieckie słowa, których w nowym życiu używamy na co dzień, jak Reiskocher (garnek do gotowania ryżu), Abwassergebühr (opłata za ścieki), Brotkorb (koszyk na chleb), Mangoschwemme (nadmierna podaż mango na rynku), Blattlausbefall (pojawienie się mszycy), Schwärzepilz (czarny grzyb), Knollenfäule (zgniłe bulwy) lub Ingwermesser (bardzo ostry nóż do obierania imbiru) i tak dalej, i tym podobnie.
A po polsku wpadam w popłoch. Bo w tym języku nie ma żadnych wyrazów złożonych. Szukam więc pociechy w poezji. W Polsce rok 2008 ogłoszono Rokiem Zbigniewa Herberta, by w ten sposób uczcić 10. rocznicę śmierci poety. A w Salzburgu obchodzą Rok Herberta von Karajana. Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody i Jej Zasobów IUCN oraz Światowa Organizacja Ogrodów Zoologicznych i Akwariów WAZA ogłosiły natomiast 2008 Rokiem Żabki Zielonej (po niemiecku „Laubfrosch” – znowu wyraz złożony z Laub = suche liście, oraz Frosch = żabka). Drzewem roku jest prawdziwy orzech włoski, orchideą roku kukułka zaniedbana czyli Dactylorhiza praetermissa, rośliną leczniczą roku zwyczajny kasztanowiec, pająkiem roku kątnik większy czyli Tegenaria atrica, mięczakiem roku Myosotella myosotis, krzewem roku Helenium, grzybem roku borowik ciemnobrązowy czyli Boletus aereus, mchem roku Orthotrichum pulchellum, kwiatem roku oset zwisły czyli Carduus nutans i tak dalej, i tym podobnie. Po niemiecku same wyrazy złożone. A po polsku nic. Bo nie znam słów (i dlatego ratuję się łaciną). Język polski nie uznaje wyrazów złożonych. Za to polski żubr został ogłoszony zwierzęciem roku. Rok 2008 również jest Rokiem Języków, Rokiem Matematyki, Rokiem Planety Ziemia, Rokiem Skały Podwodnej, Rokiem Dialogu Międzykulturowego oraz, po prostu, podobno z inicjatywy Europejskiej Agencji Obrony – Rokiem Zbrojeń. Z tego potwornego słowa w niemieckim można, niestety, stworzyć mnóstwo wyrazów złożonych. Czyli dobrze się stało, że po polsku ich nie ma.
Póki co, stoję w kuchni i patrzę przez okno. A W., były Wielkomiejski w nocy nie spuszcza oczu z nieba.
czwartek, 3 stycznia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz