piątek, 18 stycznia 2008

Czasowstrzymywacz

Czasowstrzymywacz – to polskie słowo roku 2006 wybrane przez czytelników onet.pl. Ja oczywiście nie wiem, co to jest. Nawet nie rozumiem, czy czasowstrzymywacz jest rzeczą lub człowiekiem. Co lub kto wstrzymuje czas? Ale to nie „co”, ani „kto”. To neologizm. Sztuczne tworzywo językowe. Hasło z reklamy Plusa. A plus w tym przypadku nie jest znakiem w postaci krzyżyka ze świata matematycznego, lecz prywatną firmą sprzedającą usługi sieci telefonii komórkowej. Plus ma w ofercie między innymi usługę „Czas Stop”. I ta usługa utkwiła w świadomości użytkowników pod hasłem „czasowstrzymywacz”, ponieważ reklama obiecuje, że „po drugiej minucie czas stop, a dalej rozmawiasz za darmo…”. Czyli nie chodzi wcale o czas, lecz o cenę. To jest mydlenie oczu, którego skutkiem ma być ciągłe gadanie.

W niemieckim obszarze językowym każdy kraj – Austria, Niemcy, Szwajcaria i księstwo Liechtenstein – od kilku lat regularnie wybiera swoje słowo (Wort) oraz swoje tak zwane nie-słowo (Unwort) roku. Granica między słowem a nie-słowem nie jest dokładnie ustalona. Za słowo roku 2007 niemiecka komisja uznała „katastrofę klimatyczną” – a za nie-słowo „premię za ognisko domowe” (nieprzetłumaczalny, niestety, wyraz złożony, w oryginale: „Herdprämie”). Szwajcarscy jurorzy natomiast uhonorowali „turystykę umierania” (znowu nieprzetłumaczalny, niestety, wyraz złożony, w oryginale: „Sterbetourismus”) słowem roku, a „kompensację klimatyczną” nie-słowem. Liechtensteinowcy wybrali podobne nie-słowo, mianowicie „handel klimatyczny”, ale całkiem inne słowo roku: „bierne palenie”. Austriacy są samodzielni, wyznaczyli „chlać do osiągnięcia śpiączki” (jeszcze raz nieprzetłumaczalny, niestety, wyraz złożony, w oryginale: „Komasaufen”) słowem, a „państwowy trojan” (w oryginale wyraz złożony: Bundestrojaner) nie-słowem roku.

Nie wiem, czym różni się słowo od nie-słowa. Nie rozumiem, dlaczego „katastrofa klimatyczna” dla Niemców jest „słowem” – a „kompensacja klimatyczna” dla Szwajcarów oraz „handel klimatyczny” dla Liechtensteinowców jest „nie-słowem”. Nie śmiem ocenić, które z tych słów wyraża fakt bardziej przykry i negatywny.

Istnieją oczywiście różne definicje „słów” i „nie-słów”. W Polsce tradycja wybierania słowa roku chyba dopiero się zaczyna. W zeszłym roku portal internetowy onet.pl wezwał użytkowników do wyboru. W tym roku tvn24.pl zachęca do wybierania słowa z 15 proponowanych zwrotów (p. http://www.tvn24.pl/-1,1531424,wiadomosc.html). Z tego wynika, dla mnie, że w Polsce brak demokratycznego lub naukowego wyboru słowa roku. Stacja telewizyjna lub serwis internetowy – a nie Komisja Języka Polskiego – podejmowały inicjatywę. A im oczywiście nie chodzi o mniej lub bardziej mylące walory językowe – lecz o co? O atrakcję dla klientów. O przyciągnięcie większej liczby widzów lub użytkowników. O żarty lub gry mniej lub bardziej banalne, mniej lub bardziej polityczne, mniej lub bardziej głupie. W Niemczech, w Szwajcarii, w Austrii i w księstwie Liechtenstein każdy obywatel może zgłosić się do Stowarzyszenia Języka Niemieckiego z własną propozycją słowa lub nie-słowa. Jurorzy nie biorą pod uwagę częstotliwości propozycji (ile razy dany wyraz został zgłoszony) lecz jakość proponowanego słowa lub nie-słowa. Szwajcarscy jurorzy w tym roku napisali, że słowo – w przeciwieństwie do nie-słowa – trafnie opisuje prawdziwy stan rzeczy, opowiada całą historię, demaskuje. Nie-słowo natomiast zachowuje się odwrotnie, przekręca sens, ukrywa prawdę, zaciemnia stan rzeczy i upiększa go.

Nadal nie rozumiem, dlaczego „katastrofa klimatyczna” uważana jest za słowo – czyli trafnie opisuje prawdziwy stan rzeczy? – a dlaczego „kompensacja klimatyczna” za nie-słowo – czyli przekręca sens i ukrywa prawdę? Dla mnie jeden i drugi wyraz jest tak samo prawdziwy i groźny. I nadal nie rozumiem, dlaczego „czasowstrzymywacz” jest słowem, choć jest czymś utopijnym. Niczego nie rozumiem. A przede wszystkim słów. Jednak zbieram je. Po drodze, podczas wertowania różnych słowników, znalazłam w końcu prawdziwie polskie słowo-zlepek: częstotliwościomierz. I jestem szczęśliwa!

1 komentarz:

Lech Koczywąs pisze...

Witaj, Judith, we wspólnej blogosferze (czasozłodziej!!!). Oczywiście, że jeżeli czegoś nie ma, to nie może być nazwane.Tym bardziej, jeżeli kryje się za tym normalne oszustwo...Teoretycznie "czasowstrzymywacz" mógł by być jakimś surrealistycznym wynalazkiem, albo na przykład...cmentarzem, ale tu przecież nie o to chodzi.Raczej o przyziemny cel, który uświęca środki."Słowa" - potworki są mile widziane. Dowodzi tego uwaga, jaką im poswięcamy. A przecież nie zasługują...